Moja pierwsza kutia

W niektórych domach kutia to tradycja u mnie to nowość tradycyjnym deserem Wigilijnym jest piernik dojrzewający mamy i "pstrucla" z jabłkiem jak mój mały brat kiedyś mawiał. Tym razem trochę nowości. Mawia się, że mak musi być bo to szczęście więc czemu nie kutia. Nie zależnie od.. na stole pojawił się również seromakowiec na kruchym cieście, bo mama lubi sernik, mak musi być (gdyby nie smakowała kutia albo wzięła się i nie wyszła:))
Kutia okazała się prostym daniem w przygotowaniu i do tego muszę rzec smacznym. Może i w przyszłym roku pojawi się na moim stole, któż to wie?
1 szklanka ziaren pszenicy
1 szklanka maku
1/2 szklanki cukru pudru (lub do smaku)
3 łyżki likieru Amaretto lub jak u mnie koniaku z brak Amaretto
4 łyżki miodu
5 dag rodzynek
5 dag migdałów

Pszenicę oczyścić, zalać na noc wrzącą wodą. Następnego dnia zagotować, odcedzić, zalać świeżą wodą i gotować do miękkości (3 - 4 godziny - sprawdzać, u mnie po namoczeniu gotowanie trwało tylko godzinę). Znów odcedzić.

Mak opłukać, sparzyć, odsączyć i zemleć w maszynce z gęstym sitkiem jeśli kupiliśmy  mak nie zmielony a jak zmielony to sparzyć go wrzątkiem. Połączyć z odcedzoną pszenicą, z rozpuszczonym i podgrzanym miodem oraz z cukrem pudrem i alkoholem. Dodać posiekane bakalie. Wymieszać i wstawić na kilka godzin do lodówki.

Komentarze

  1. Nigdy w życiu nie jadłam prawdziwej kutii :/ Wydaje mi się być bardzo dobra, patrząc na zdjęcia, aczkolwiek z przygotowaniem tych ziaren pszenicy miałabym mały problem, bo nigdy nie miałam z nią styczności :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz